Komentarz ewangelicki – niedziela 9.03.2014

ewangelicki_orawski

Niedziela Invocavit* – 1. Niedziela Pasyjna

Niechaj nikt, gdy wystawiony jest na pokusę, nie mówi: Przez Boga jestem kuszony; Bóg bowiem nie jest podatny na pokusy ani sam nikogo nie kusi. Lecz każdy bywa kuszony przez własne pożądliwości, które go pociągają i nęcą; potem, gdy pożądliwość pocznie, rodzi grzech, a gdy grzech dojrzeje, rodzi śmierć.
Jk 1, 13-15

Słowo „pokusa” nie wywiera dziś wielkiego wrażania na ludziach, nawet na chrześcijanach. Dzieciom kojarzy się z filmami Disneya, gdzie aniołek z diabełkiem lubią usiąść człowiekowi na ramionach i szeptać do uszu, przekonując do swoich racji. Z reguły człowiek ulega diabełkowi, przez co wpada w tarapaty, ale one z reguły bywają zabawne i wszystko dobrze się kończy. W tym duchu, na pytanie „Co czynić, gdy człowieka dręczy pokusa?” można odpowiedzieć – Ulec jej i ma się ją z głowy.

Niestety, apostoł Jakub nie ma nastroju do żartów. Jest poważny. Śmiertelnie poważny i to w dosłownym znaczeniu. Opisuje tragiczny łańcuszek, którego początkiem jest pożądliwość, a końcem śmierć. Kształtuje się on następująco: pożądliwość-pokusa-grzech-śmierć. Apostoł nie ma wątpliwości – to proces, w który uwikłany jest każdy człowiek. Gdybyśmy dokładniej przyjrzeli się swym doświadczeniom, bylibyśmy w stanie odtworzyć jego poszczególne etapy. Moglibyśmy na przykład zauważyć moment, w którym nasze pożądanie rodzi pokusę, a niewyhamowana w porę pokusa staje się rzeczywistością, czyli grzechem. W rezultacie to, czego pragnęliśmy, czemu ulegliśmy, zatruwa nasze życie. Czasem nawet mielibyśmy ochotę powiedzieć: Panie, Boże, dlaczego mnie nie powstrzymałeś? Dlaczego mi na to pozwoliłeś? Albo wręcz: Czemu to na mnie zesłałeś?Ale i tu Jakub jest bezlitosny i mówi wprost: Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Każdy jest kuszony przez własne pożądliwości.

 Apostoł nie straszy, nie roztacza wizji piekielnych mąk. Pisze o pewnym procesie, który nie przerwany w porę, może doprowadzić do śmierci. Podchodzi więc do grzechu jak do choroby, która nieleczona, kończy się tragicznie. Bóg nikogo nie chce karać za chorobę. Przeciwnie, oferuje leczenie. Daje człowiekowi lekarstwo – łaskę i przebaczenie. Problem w tym, że aby się leczyć, trzeba tego chcieć i widzieć potrzebę. Tymczasem nawet najbardziej krzywdzące postawy i najpodlejsze słowa, czyli najbardziej widoczne objawy choroby zwanej grzechem, człowiek jest w stanie usprawiedliwiać: To nie ja mam problem. Nic takiego nie zrobiłem. Niczego złego nie powiedziałem. Inni są winni, oni zasłużyli na karę.

Oceniając własne postępowanie rzadko udaje nam się szczerze przyznać: „zgrzeszyłem”. Częściej „szedłem za głosem serca…”, „zostałem do tego zmuszony…”, „to nie moja wina, nie ja zacząłem…”, „w takich żyjemy czasach, jak się nie dostosuję, to zginę…” itd. Możemy znaleźć setki wytłumaczeń. Ale w istocie, właśnie fakt, że ich szukamy, świadczy, że tkwi w nas problem.

Bill Wilson, współzałożyciel ruchu Anonimowych Alkoholików, doszedł do przekonania, że ludzie chorzy na alkoholizm przez całe życie muszą walczyć z pokusą kwestionowania swej choroby. Z tego powodu na każdym spotkaniu przedstawiając się, podkreślają: Mam na imię…., jestem alkoholikiem. Mówią tak, choćby minęło kilkanaście albo kilkadziesiąt lat od chwili, gdy ostatni raz wzięli alkohol do ust.

Myślę, że w sposób bardzo podobny apostoł Jakub patrzy na grzech: Jestem grzesznikiem. Mam pożądliwość w sobie i to się nigdy nie zmieni. Ale mam po swojej stronie najlepszego lekarza. Boga, który daje mi łaskę i pojednanie. A zatem, jestem grzesznikiem, lecz usprawiedliwionym, uwolnionym i pojednanym z Bogiem.

 

* N azwa niedzieli pochodzi od pierwszego łacińskiego słowa introitu – Invocavit –  „Wzywaj mnie!”