Komentarz prawosławny – niedziela 8.12.2013

1005111_584368318302401_794768481_n

24. Niedziela po Pięćdziesiątnicy

 Łk 13, 10-17

Jezus dokonuje cudu uzdrowienia kalekiej niewiasty – dosłownie, jak relacjonuje Ewangelista, pochylonej ku sobie. Święci Ojcowie odczytywali ten zewnętrzny stan jako krzyk jej wnętrza: zgięta w dół została moja dusza (Psalm 57, 6). Deformacja jej ciała, trwająca od osiemnastu lat, była bowiem skutkiem duchowego pochylenia ku sobie – egoizmu, grzechu, bezbożności. Cielesny garb kobiety był konsekwencją tego, że nie mogła się wyprostować duchowo, czyli odzyskać prostoty i radości bycia dzieckiem Bożym. Paweł Apostoł napisze później w podobnym kontekście: wydajcie taką szatanowi na zniszczenie ciała, by duch mógł być zbawiony w dniu Pana (1 Kor 5, 5) – doświadczenie zła i cierpienie mają nas uwrażliwić na realną obecność Boga i nadać Mu właściwe miejsce w naszym życiu.

Za duchowym i cielesnym odosobnieniem spotkanej w synagodze kobiety krył się duch niemocy: Upadły anioł, zajmując miejsce należne samemu Bogu, stał się niejako panującą częścią jej natury. Nie było jej dane skryć pod pięknem ciała skarłowaciałej duszy – demon bezlitośnie posiadł całe człowieczeństwo. Jej zniekształcona postać budzić musiała powszechną niechęć czy pogardę – była praktycznie wykluczona z żydowskiej społeczności, dlatego gest Chrystusa musiał być dla wielu szokujący. Tylko jeden dotyk Zbawiciela przywrócił boską wolność i harmonię całej upadłej naturze Hebrajki, podniósł ją ku Niebu.

Wielce Błogosławiony Cyryl Aleksandryjski przestrzega, abyśmy nie dołączali do rzeszy faryzeuszy, którzy oburzali się, że Bóg, który jest Panem szabatu, uzdrawia w szabat (por. Wj 20, 9 i Pwt 5, 13). Tym, którzy nie rozpoznali Chrystusa, na nic się zda lektura Pisma, gdyż będą, jak wskazał sam Zbawiciel, tylko hypokritai. Określenie to zawiera grę znaczeniową: oznacza interpretatorów bądź mówców, ale również – odgrywających aktorską rolę, udających coś. Czy nie jesteśmy zgorszeni, gdy Chrystus stale przychodzi do wszystkich zakamarków naszego życia? Czy w ogóle Go rozpoznajemy? Czy w końcu nie czynimy sobie obrazu Boga na własne podobieństwo?