Niedziela celnika i faryzeusza
Łk 18, 10-14
Wyniosły faryzeusz modląc się słowami pogardy dla celnika – samemu się rozgrzeszając w imię większej nieprawości innych – był przed Bogiem sprawiedliwym, który ginie w swej sprawiedliwości (Koh 7, 15); celnik zaś, wyznając w ciszy serca własne winy, stał się szczęśliwym żebrakiem kajającym się u stołu Miłosierdzia Pańskiego.
Chrystusowa przypowieść przestrzega nas, aby nasza praca – jak bezkompromisowo ocenił święty Cyryl Aleksandryjski – nie była bez nagrody, gdyż odchody wymieszane zostały z perfumami. Czy jednak każdy z nas nie jest jak faryzeusz, który wbrew Prawu Mojżeszowemu składa Bogu w świątyni ofiarę nie pozbawioną skazy (por. Kpł 22, 19-21; Pwt 15, 21 i 17, 1)? Na nic się więc zdają i nasze rytualne posty czy dziesięcina, jeśli nie złożymy w Jezusie Chrystusie sami z siebie ofiary czystej, stojąc naprzeciw często bardzo bolesnej prawdy o sobie.
Błogosławiony Augustyn w jednym z listów pisał, że faryzeusz zamiast w chorobie swej duszy sięgnąć po zbawienny lek jedności z Bogiem, ślepo próbował sam zdiagnozować swój stan po chorobie innych. Uniżony celnik tymczasem stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, uznając się za niegodnego spotkania z Bogiem, ale tylko w Bogu pokładał nadzieję. Uderzmy się więc w piersi, byśmy jak on nie wstydzili się pokazać Bogu swych ran i zostali dotknięci z Wysokości.