dr Paweł P. Wróblewski na Niedzielę Palmową – Wjazd Pana naszego Jezusa Chrystusa do Jerozolimy (5 IV 2015)
J 12, 1-18
Sześć dni dzieli nas od Paschy, szóstego zaś dnia tchnienie Boga ożywiło ziemską postać człowieka i dopełniło całe dzieło stworzenia (por. Rdz 1, 26 – 2, 7) – tak Chrystus-Nowy Adam przyszedł wypełnić ludzką naturę obecnością Boga, uczynić świat na nowo.
Uczta w Betanii jawi się nam jako zapowiedź Niebiańskiej Uczty – zarówno tej, jaka dokona się kilka dni później w Wieczerniku, jak i tej przy końcu wszystkich czasów. Te trzy biblijne obrazy stanowią jeden w Chrystusie i tylko w Nim nabierają ostatecznego sensu, tak też życie nas wszystkich jest jedno w Chrystusie. W dzisiejszym przekazie Świętej Ewangelii przy stole z Nazarejczykiem siedzi zmartwychwstały Łazarz, w Wieczerniku zasiedli Apostołowie, a do końca tego świata – mistyczną i zbawczą jedność w śmierci i zmartwychwstaniu Syna Człowieczego mają spożywający Jego Ciało i Krew. Teraz zostały namaszczone Chrystusowe stopy, by mógł On sam umyć stopy Dwunastu, przygotowując uczniów i wszystkich ich uczniów, pod dziś dzień, na Krzyż, Grób i Zmartwychwstanie. Przed tymi trzema granicznymi w historii zbawienia wydarzeniami otwierają się bramy Jerozolimy, a trzymający w pochodzie palmy dają najdalsze świadectwo gotowości do wyznawania wiary w Jezusa – palma jest przecież symbolem męczeństwa. Ludzkie oko, choć postrzega, samo z siebie nie może jednak dojrzeć, że ten radosny pochód z Hosanna na ustach setek nawróconych jest tak naprawdę konduktem pogrzebowym samego Chrystusa i Jego przyszłych męczenników – oni tak zawierzyli Zbawcy, że idą za Nim aż na Golgotę. Innej drogi przecież nie ma, a dla oświeconych przez Ducha nie jest ona ślepa. Czy i my gotowi jesteśmy, by jak jerozolimski tłum otworzyć przed Zbawcą wszystkie zakamarki własnego wnętrza, bezgranicznie zaufać i poświęcić Mu życie całe, czy pobudowaliśmy z własnego życia fortecę, do której nikogo nie wpuścimy? Kiedy jednak wydaje się, że w twierdzy zatwardziałego serca jesteśmy sami, wiedzmy, że niepostrzeżenie zdobędzie ją ten, który pod pozorem dobra nakazał Judaszowi potępić Marię Magdalenę, która pokutowała u Chrystusowych stóp, własnymi włosami nacierając je wykwintnym olejkiem zmieszanym ze łzami upadłej kobiety. Ewangelia opisuje, że cały dom Łazarza wypełnił się zapachem tego olejku – była to woń ofiary składanej Bogu: tej, poprzez którą Pan chcąc zbawić świat zawiśnie na Krzyżu, jak i tej, którą teraz składała Chrystusowi grzesznica. Był to zapach świętości – powód nieustannej agresji Złego wobec człowieczego uniżenia przed Bogiem. Któż jednak przeciwko nam, jeśli do naszego życia Król (…) przybywa siedząc na oślim źrebięciu (Za 9, 9).
Paweł P. Wróblewski